Aby kochać, trzeba zaufać

spotkanie szóste, cykl I

A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył. On to rzekł do niewiasty: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu”? Niewiasta odpowiedziała wężowi: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli”. Wtedy rzekł wąż do niewiasty: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” Wtedy niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Zerwała zatem z niego owoc, skosztowała i dała swemu mężowi, który był z nią: a on zjadł. A wtedy otworzyły się im obojgu oczy i poznali, że są nadzy; spletli więc gałązki figowe i zrobili sobie przepaski. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Pan Bóg zawołał na mężczyznę i zapytał go: „Gdzie jesteś?” On odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.

(Księga Rodzaju 3,1-9)

Kiedy analizujemy mechanizm powstawania zła w człowieku, zauważamy, że u podstaw zła leży brak prostoty i dziecięcego zaufania Bogu. Tak było od początku dziejów ludzkości, od chwili, kiedy pierwsi rodzice zostali postawieni w sytuacji próby wiary. U początku dziejów człowieka zaistniała próba zawierzenia. Bóg jakby postawił człowiekowi pytanie: Czy ufasz Mi? Czy masz wobec Mnie prostotę i ufność dziecka?

Jak wiele jest w naszych małżeństwach i rodzinach sytuacji, które niosą lęk. Boimy się o dzieci, o ich zdrowie, zapewnienie im bytu materialnego, o właściwe wychowanie i otwarcie ich na Boga. Nasze obawy budzą nieporozumienia i brak harmonii w małżeństwie, nieuporządkowanie w sferze intymnej. Niektóre małżeństwa trapi lęk przed bezdzietnością, inne niepokój, czy przyjąć kolejne dziecko. Samo małżeństwo, będące sakramentem, który zakłada przysięgę wierności i uczciwości, jest niezmiernie wrażliwe na „posiew nieufności”, który nieustannie próbuje wsączyć w nas szatan. W sytuacji kryzysowej łatwo ulec sugestii, że osoba małżonka to pomyłka, że z inną byłoby lepiej lub choćby łatwiej i przyjemniej. To prawda, że człowiek, jako grzesznik, rani mnie, jest trudny do zaakceptowania, niekiedy nie jest łatwo z nim się porozumieć. Ale jest to ten, który na mocy sakramentu małżeństwa stanowi dla mnie drogę do Boga i świętości, któremu ślubowałem miłość w dobrej i złej doli. Jest w nim obecny Chrystus, którego oblicze widzę przez wiarę w jego twarzy.

Jakie jest więc dla nas rozwiązanie?

Ks. Tadeusz Dajczer radzi: „Wierzyć jest trudno, ale nie wierzyć jeszcze trudniej. Próbuj jak najczęściej uświadamiać sobie, że nie jesteś sam. Przecież jest przy tobie Chrystus, który cię odkupił. Próbuj przeciwstawiać się przygniatającym cię lękom dziecięcym poczuciem własnej bezradności. Powiedz Jezusowi: Ja wiem, że Ty chcesz mnie z tego trądu oczyścić, wiem, że Ty już mnie od niego odkupiłeś. – Czy wiesz, że możesz być świadkiem cudu?” .

Taką postawę przyjęła św. Zelia Guerin, matka św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Wobec trudności wychowawczych z córką Leonią tak pisała w liście do bratowej: „Wierzę tylko w cud, który może zmienić to usposobienie. Prawda, że nie zasługuję na cud, lecz mimo wszystko ufam wbrew wszelkiej nadziei. Kiedy widzę, że staje się coraz trudniejsza, tym mocniej jestem przekonana, że dobry Bóg nie dopuści, aby taka została. Będę tak prosić, aż wreszcie się da ubłagać”. A po trzech latach mogła już napisać: „Wszystkie moje wysiłki aż dotąd podejmowane, by ją przywiązać do siebie, były bezowocne. Ale obecnie jest inaczej. Kocha mnie tak, jak tylko to jest możliwe i razem z tą miłością powoli miłość Boża przenika jej serce” . Można bez przesady powiedzieć, że jej najmłodsza córka, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, doktor Kościoła, swą przełomowa „małą drogę do świętości” wyssała z mlekiem matki.

Istota małej drogi św. Teresy od Dzieciątka Jezus to postawa dziecka wolnego od wszelkiego lęku dzięki dziecięcej ufności. Jeżeli na początku ludzkości pojawił się grzech na skutek posiewu nieufności, to mała droga, podkreślająca znaczenie ufności i dziecięcego zawierzenia Bogu, stanowi antidotum i jakby dokładną antytezę tamtego wydarzenia. Program małej drogi uderza w sam korzeń zła, ponieważ brak zaufania, ten posiew nieufności wobec Boga, leży w dużej mierze u źródeł wszystkich naszych grzechów i wszystkich udręk egzystencjalnych czy psychicznych, a pośrednio również fizycznych. Jeśli zaufamy Panu, podetniemy korzenie tego, co nas niszczy. Uwierzmy, że On nas kocha.

Świadectwo nr 1

Po latach naszego małżeństwa, kiedy mieliśmy już dwoje dzieci, zaczęliśmy dostrzegać, że z naszym współżyciem nie jest wszystko dobrze. Często miałam odczucie, że jestem napastowana, zamykałam się w sobie. Mąż stawał się rozdrażniony, ja ulegałam. Coraz częściej nie spaliśmy z sobą, ja szłam spać do dzieci. Coś nie grało. Trwało to do momentu, kiedy do naszych rąk nie trafił kolejny numer czasopisma „Miłujcie się”. Było tam także świadectwo jakiegoś małżeństwa. To Karol trafił na ten tekst. Nie pamiętam, kto był jego autorem, ale treść dotyczyła czystości małżeńskiej. Kiedy mąż przeczytał artykuł przybiegł do mnie i przeczytał mi go głośno. Bardzo wyraźnie uświadomiliśmy sobie, że nasze nieporozumienia i napięcia mają przyczynę w braku konsekwencji. Owszem stosowaliśmy metodę naturalną, ale pozwalaliśmy sobie na różne zachowania, uniki, w dniach płodnych. W zasadzie współżyliśmy, kiedy chcieliśmy, mając zasłonę w postaci myślenia, że przecież nie stosujemy antykoncepcji. Wspomniany tekst był olśnieniem. Oczywiście początkowo był bunt, ale kiedy emocje ustały zrozumieliśmy, że jest to bardzo logiczne. Następnego dnia już wprowadziliśmy tę zasadę. Całkowity radykalizm. Współżycie tylko w dniach niepłodnych, albo w czasie płodnych, kiedy zapragnęliśmy kolejnego dziecka i nic więcej, żadnego kombinowania. Na „wyniki” czekaliśmy około trzech tygodni. W nasz związek weszła jakaś nieopisana świeżość. Okazało się, że wszelkie nasze wątpliwości, myślenie, że nie jest możliwe wytrzymanie we wstrzemięźliwości przez dwa tygodnie, zniknęły w jednej chwili. Element służby i wzajemnej ofiary w naszym współżyciu jest wieloraki. Na początku był to z mojej strony trud poznawania metody, rozmów, pomiaru temperatury. Ale zawsze przyświecała myśl, że robię to dla dobra naszego małżeństwa. Po okresie niekonsekwencji, o której wspominaliśmy, kiedy na tej płaszczyźnie życie układa się nam bardzo harmonijnie, może odczekanie kilkunastu dni jest ofiarą, bardziej ze strony męża, ale nie traktujemy już tego w takich kategoriach. Można powiedzieć, że nie jest to już żadna ofiara, a raczej naturalny element miłości, która nas łączy, a która staje się bardzo czysta, nieskażona.

– Karol i Ania

Dodatkowe świadectwa >

Jeśli chcesz, skorzystaj z pytań:

  1. Jakie postawy zniechęcają mnie do dialogu i podważają ufność w sens kroczenia drogą małżeńskiego powołania (zwłaszcza w chwili kryzysu)?
  2. Czy doświadczyłem „cudu” otwierania się na siebie nawzajem i na Boga pomimo kryzysu lub głębokiego rozdźwięku?
  3. Jakie sytuacje, wydarzenia były lub są „posiewem nieufności” w twoim życiu małżeńskim? Jak próbujesz je przezwyciężać?

Pomódlcie się wspólnie, dziękując Bogu za dar miłości, wierności i uczciwości współmałżonka, za dar sakramentu małżeństwa.

Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiamy Ci nasze małżeństwo. Dziękujmy, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego prosimy Cię:
– o dar szczerej rozmowy,
– o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
– o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
– o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja. Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufamy Tobie, Panie Jezu, i już teraz dziękujemy Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiamy Cię w sercu i błogosławimy w całym naszym życiu. Amen.

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzamy Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Prosimy – módl się za nami wszystkimi! Amen.

  1. Ks.Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze, część I, rozdz.IV, Posiew nieufności.

nigdy nie jesteśmy sami

Spotkania cykl I

Wierzyć, aby wzrastać razem w miłości

Przepis na szczęście

Spotkania cykl II

Wzrastać razem przez życiowe próby

Dodatkowe świadectwa

Myślę, że po kilku latach małżeństwa bardzo bliska jest mi postawa zniechęcenia. Codzienne i te same czynności, które wykonuję w domu, pojawiające się problemy między nami, brak zrozumienia i słuchania, trudności z dziećmi, zmęczenie – powodują, że bardzo często mam wszystkiego dość. Właściwie jedyną moją postawą jest ucieczka, ucieczka wewnętrzna – od problemów, kłopotów, nie chcę ich. Buntuję się na taką sytuację, a tak naprawdę buntuję się przeciw Bogu. Oczywiście jest to widoczne w stosunku do męża, kiedy wszystko mnie denerwuje, nie chcę rozmawiać z mężem, nieustannie wyszukuję nowe zadania do wykonania dla niego, nieustannie czegoś chcę. Ale właściwie gdzie jest Bóg, czy On jest dla mnie pierwszy i najważniejszy? Czy widzę Boga obecnego w trudnej rozmowie z mężem, czy nawet w sprzeczce, wzajemnym niezrozumieniu?
Te wydarzenia pokazują, jaka jestem naprawdę. Ale właśnie dopiero wtedy mogę wołać do Maryi o ratunek, a Ona zawsze znajdzie drogę do Chrystusa, do dialogu z Nim i dialogu pomiędzy nami, czego przykładem może być nasze niedawne wspólne gotowanie obiadu. Po prostu cieszyliśmy się, że możemy być razem.

Agata, Świadectwo 2

Wszystko to, co wydarzyło się w moim życiu i w moim małżeństwie, jest dowodem na to, że Pan Bóg jest Bogiem pełnym Miłości, Bogiem wiernym, że wszystko jest dla Niego możliwe, że to On wybiera czas i miejsce.
Po niecałych trzech latach małżeństwa mój mąż powiedział, że już mnie nie kocha, że się wypalił w naszym związku. Cały mój świat runął. Te słowa i wynikające z nich późniejsze zachowania męża, jego wyprowadzka, nowy kawalerski styl życia przyniosły mi tyle cierpienia, ile nigdy wcześniej nie zaznałam. Przylgnęłam wówczas do Boga jak do „ostatniej deski ratunku”. Od początku chciałam ratować nasze małżeństwo. Wierzyłam, że jeśli będę się intensywnie modlić o nawrócenie męża, on szybko wróci. Jednak Pan Bóg działał inaczej niż tego oczekiwałam. Ten Boży plan był dla mnie szkołą zaufania wobec Boga, który jest wierny przymierzu małżonków i działa, pomimo tego, że nie widać jeszcze efektów. Był szkołą prawdziwej miłości wobec męża, który krzywdzi, i szkołą wiary, która „góry przenosi”. Pan Bóg przez ten wielki kryzys w naszym małżeństwie upomniał się o mnie samą. Chciał, abym z Jego pomocą uporządkowała swoje życie duchowe i emocjonalne. Chciał, abym Jego postawiła na pierwszym miejscu.
Spotkałam na mej drodze wspaniałego spowiednika. Zaczęłam pogłębiać swoje życie duchowe. Rozpoczęłam również terapię indywidualną. Powoli zaczęłam dostrzegać to, że w żaden znaczący sposób nie mam już wpływu na życie męża, że jego serce może przemienić tylko Bóg. W sercu od samego początku miałam pewność, że Bóg jest ze mną w tym trudnym małżeństwie, że chce, abyśmy ja i mój mąż byli razem, że uzdrowi nasze małżeństwo we właściwym czasie. Musiałam jedynie (lub aż) zaufać Mu bezgranicznie i współpracować z Nim.
Czas płynął… Przeciwko temu czasowi niejednokrotnie się buntowałam. Byłam młoda, miałam satysfakcjonującą pracę i nie chciałam żyć sama. Różni znajomi mówili: „Dziewczyno, co ty robisz, marnujesz sobie życie, znajdź sobie kogoś”. Czasami w moim sercu pojawiało się pytanie, czy jednak nie mają racji. Budziła się nieufność i obwinianie Boga, że to On dopuścił do takiej sytuacji, że tak długo nic się nie zmienia, a ja czuję się coraz bardziej samotna i opuszczona. Na modlitwie odzyskiwałam pokój serca i nabierałam przeświadczenia, że tylko z mężem mogę być naprawdę szczęśliwa, bo przecież sam Chrystus nas ze sobą zjednoczył nierozerwalnym węzłem w sakramencie małżeństwa. Zanim zaczęło być lepiej między nami, wszystko sięgnęło dna. Mąż zaczął spotykać się z inną kobietą, zamieszkał z nią. Ze mną chciał utrzymywać relacje koleżeńskie. Powiedziałam mu, że nigdy nie będę jego koleżanką, bo jestem i zawsze będę jego żoną, i zerwałam z nim kontakt. Gdy już przyjęłam i w pewien sposób przeżyłam cierpienie wynikające z tego, że mój mąż jest z inną kobietą, poczułam wezwanie do intensywnej modlitwy w jego intencji. W czasie jej trwania mąż zakończył związek z kobietą. Później powiedział mi, że im dłużej był z nią, tym bardziej był nieszczęśliwy, tym częściej myślał o mnie…
Pan Bóg powoli, szanując wolę mojego męża, kierował nas ku sobie. Zaczęliśmy się spotykać, poznawać na nowo. Dopiero po roku, po poważnej i długiej rozmowie, ponownie zamieszkaliśmy razem. Kilka miesięcy później pojechaliśmy na rekolekcje dla małżeństw. W czasie tych rekolekcji Pan Bóg dotknął ponownie serca mojego męża. Przeprosił mnie za wszystko, co zrobił, podziękował za to, że na niego czekałam, powiedział, że mnie kocha i że tak naprawdę nigdy nie przestał mnie kochać. W czasie tych rekolekcji, które były wielkim darem Boga dla nas, odnowiliśmy nasze przyrzeczenia małżeńskie. Stało się to dokładnie w wigilię naszej siódmej rocznicy ślubu. Dziękuję za wszystko, czego On, Bóg Rzeczy Niemożliwych, dokonał i dokonuje w moim życiu, w życiu mojego męża i w naszym małżeństwie. Choć wiele gór za nami i przed nami, to idziemy razem, a z nami idzie Pan Bóg, i ta wspólna droga jest piękna. Życie małżeńskie przypomina trudną wspinaczkę na Mount Everest. Ale przecież im wyższa góra, tym wspinaczka piękniejsza.

Kasia, Świadectwo 3