Najsłabsi otrzymują najwięcej

spotkanie czwarte, cykl I

Pan rzekł do Gedeona: Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów, gdyż Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: Moja ręka wybawiła mnie. Wobec tego tak wołaj do uszu ludu: Ten, który się boi i drży, niech zawróci ku górze Gilead i chroni się. Tak więc odeszło z ludu dwadzieścia dwa tysiące, a pozostało dziesięć tysięcy.

Rzekł Pan do Gedeona: Jeszcze zbyt liczny jest lud. Zaprowadź go nad wodę, gdzie ci go wypróbuję. Będzie tak: o którym powiem: Ten pójdzie z tobą! – on pójdzie z tobą. O którym zaś powiem: Ten nie pójdzie z tobą! – on nie pójdzie.

Zaprowadził więc lud nad wodę, a Pan rzekł do Gedeona: Wszystkich, którzy będą wodę chłeptać językiem, podobnie jak pies, pozostawisz po jednej stronie, a tych wszystkich, którzy przy piciu uklękną, pozostawisz po drugiej stronie. Liczba tych, którzy chłeptali z ręki podnoszonej do ust, wynosiła trzystu mężów. Wszyscy inni pijąc zginali kolana.

Rzekł wówczas Pan do Gedeona: Przy pomocy tych trzystu mężów, którzy chłeptali wodę językiem, wybawię was i w ręce twoje wydam Madianitów. Wszyscy inni mężowie niech wracają do siebie. (…)

Wówczas Gedeon rozdzielił owych trzystu mężów na trzy hufce, dał każdemu z nich do ręki rogi i puste dzbany, a w nich pochodnie. (…) Podczas gdy owych trzystu mężów trąbiło na rogach, Pan sprawił, że w całym obozie jeden przeciw drugiemu skierował miecz. Obóz uciekł do Bet-Haszszitta ku Sartan aż do granicy Abel-Mechola obok Tabbat.

(Sdz 7, 2-7.16.22)

Pan mi powiedział: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2 Kor 12, 9-10).

Pismo Święte wielokrotnie nam przypomina, że poważną przeszkodą, która nie pozwala Panu Bogu skuteczniej działać w naszym życiu, jest nasza mniemana wielkość, nasze przekonanie, że o własnych siłach wiele możemy uczynić. Gdy Gedeon, posłany przez Boga, wyruszył do walki z wrogiem, usłyszał: „Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów, gdyż Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: Moja ręka wybawiła mnie” (Sdz 7, 2). Następnie Bóg zredukował liczbę jego wojska z 32 tys. do trzystu ludzi. Gedeon zaufał Panu, ruszył z tą garstką na przeciwnika liczącego 135 tys. wojowników i odniósł zwycięstwo, jakiego nie zna historia.

Podobnie Bóg, który pragnie wkroczyć w nasze życie i obdarzać nas swoimi łaskami, w swoim miłosierdziu osłabia nas. Czyni odwrotnie, niż my byśmy się spodziewali. Nam się wydaje, że to my kroczymy ku Niemu i że w tej sytuacji powinniśmy stawać się coraz mocniejsi, coraz lepiej dawać sobie radę. Tymczasem to On przybliża się do nas, a przybliżając się czyni nas słabszymi, czy to fizycznie, czy psychicznie, czy duchowo. Czyni to po to, by mógł zamieszkać w nas ze swoją mocą, ponieważ to nasza słabość robi miejsce na Jego moc .

Sakrament jest widzialnym znakiem działania niewidzialnej łaski i obecności Boga. W sakramencie małżeństwa tym znakiem jest osoba małżonka, przez którą działa i w której przebywa Chrystus. Można powiedzieć, że małżonkowie są dla siebie nawzajem jakby „tabernakulum”, w którym zamieszkuje Chrystus. Tymczasem tak często zapominamy o obecności Chrystusa w naszym małżeństwie albo jej wręcz w ogóle nie dostrzegamy. Gdy wszystko idzie dobrze, czy pamiętamy, aby najpierw Jemu podziękować za dobro wyświadczone naszej rodzinie? A kiedy jest nam trudno, czy pamiętamy, że przecież nie jesteśmy sami, że nie ma powodów do ulegania panice lub rozpaczy? Nie widzimy, że trudne sytuacje są często pukaniem Chrystusa, który chce, byśmy Go dostrzegli w naszym małżeństwie. Osłabienie – fizycznie, psychiczne czy duchowe – może w ten sposób być dla nas cennym talentem, albowiem ten, kto jest słaby, nie może sobie ufać, nie może wierzyć sobie. Wtedy jest szansa, że zwrócimy się ku Chrystusowi i na Nim zechcemy się oprzeć . Dopiero kiedy małżonkowie coraz bardziej opierają się na Chrystusie obecnym w sposób sakramentalny w ich związku, zaczynają odkrywać prawdziwy skarb sakramentu małżeństwa. Mają wtedy szansę, by zacząć kochać się nawzajem nadprzyrodzoną miłością samego Chrystusa.

Świadectwo nr 1

Po wielu latach małżeństwa, gdy nasze dzieci już były prawie dorosłe, Pan Bóg dopuścił w moim życiu cały łańcuch trudnych sytuacji. Coraz bardziej usuwał mi się grunt pod nogami. Zostałem bez pracy, a w dodatku zostałem bezpodstawnie oskarżony przed sądem i z trudem znajdywałem dowody swojej niewinności. Pojawiły się lęki o przyszłość. Permanentny stan niepokoju powodował również trudności w relacjach z innymi osobami. W dodatku zupełnie dla mnie niespodziewanie straciłem kierownika duchowego, a wspólnota, do której należałem, również przestała być dla mnie oparciem. Przyszedł czas obumierania ziarna. W ciągu dnia udawałem przed sobą, że jest dobrze, że panuję nad sytuacją, ale w nocy ogarniał mnie lęk. Bezsenne godziny próbowałem ofiarować Panu Bogu przez Maryję, ale rzadko udawało mi się zasnąć i wypocząć. Wśród tej udręki zacząłem dostrzegać Jezusa obecnego w naszym małżeństwie. W swoim miłosierdziu przypominał mi, że On jest TYM, KTÓRY JEST – jest przy mnie zawsze. Jednocząc się w duszy z Maryją i świętym Józefem zacząłem czynić konkretne akty wiary i ufności w Jego miłującą obecność w małżeństwie i doznawałem coraz większego ukojenia. Najpierw akty te były motywowane szukaniem ratunku, później coraz bardziej wynikały z wdzięczności. Dziękowałem za ten ciągły cud rozlewania się Bożego Miłosierdzia poprzez sakrament małżeństwa. W miarę jak odkrywałem nowy, głębszy wymiar wspólnoty małżeńskiej, rodziła się w duszy coraz większa wdzięczność, która stopniowo leczyła moje zalęknione serce. Odkrywam coraz bardziej, że poprzez wszystko, co się dzieje, miłość Chrystusa pragnie nakarmić i wzmocnić naszą miłość małżeńską, a także rozlewać się na innych. Mimo, że wokół kłębi się wiele jeszcze czarnych chmur, które mnie zatrważają, i mgły, w której w mojej słabości w chwilach niewiary błądzę, budzi się we mnie coraz większa nadzieja, że Pan Bóg wejrzy na słabość moją, mojej żony i naszych dzieci. Ufam, że ta słabość pomoże nam zobaczyć siebie samych, świat i Boga we właściwych proporcjach – czyli Jego jako Ojca, nas jako Jego ukochane dzieci, a świat jako miejsce doświadczania Bożego Miłosierdzia pośród prób wiary.

– Jan

Jeśli chcesz, skorzystaj z pytań:

  1. Czy pamiętamy, że w chwili ślubu zaprosiliśmy Jezusa do naszej wspólnoty małżeńskiej? Jak żyjemy tą rzeczywistością nadprzyrodzoną?

  2. Jak wspólnie w rodzinie staramy się dziękować Bogu za dobro, które nam wyświadcza? Jak szukamy w Nim oparcia w trudnościach, wierząc, że jest obecny w naszym małżeństwie?

  3. Co robimy, gdy widzimy słabość ludzką własną lub współmałżonka? Czy oczekujemy na Bożą pomoc, kiedy jest nam ciężko i czujemy się bezradni?

Szansa na spotkanie

  1. Znajdźcie dla siebie czas. Pomódlcie się w domu wspólnie i poproście Ducha Świętego o światło. Zaproście Matkę Bożą i proście o wstawiennictwo. Zastanówcie się, każdy z osobna, co robicie w waszym małżeństwie ze swoją słabością.
    Porozmawiajcie o tym. Zastanówcie się, jak sobie możecie wzajemnie pomóc, by wykorzystać słabość na drodze do świętości.
    Podziękujcie we wspólnej modlitwie za trudne sytuacje, które przeżyło lub obecnie przeżywa Wasze małżeństwo. Oddajcie je Bogu. Zawierzcie Matce Bożej owoce waszego spotkania i wszystkie dobre natchnienia .
  2. We wspólnej modlitwie podziękujcie za Boże dary, którymi w tym dniu zostaliście obdarzeni.
  1. Ks.Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze, część I, rozdz. 4, Moc Boża potrzebuje słabości człowieka
nigdy nie jesteśmy sami

Spotkania cykl I

Wierzyć, aby wzrastać razem w miłości

Przepis na szczęście

Spotkania cykl II

Wzrastać razem przez życiowe próby