Boża strategia na codzienne zwycięstwa

spotkanie dziewiąte, cykl II

Amalekici przybyli, aby walczyć z Izraelitami w Refidim. Mojżesz powiedział wtedy do Jozuego: „Wybierz sobie mężów i wyruszysz z nimi na walkę z Amalekitami. Ja jutro stanę na szczycie góry z laską Boga w ręku”. Jozue spełnił polecenie Mojżesza i wyruszył do walki z Amalekitami. Mojżesz, Aaron i Chur wyszli na szczyt góry. Jak długo Mojżesz trzymał ręce podniesione do góry, Izrael miał przewagę. Gdy zaś ręce opuszczał, miał przewagę Amalekita. Gdy ręce Mojżesza zdrętwiały, wzięli kamień i położyli pod niego, i usiadł na nim. Aaron zaś i Chur podparli jego ręce, jeden z tej, a drugi z tamtej strony. W ten sposób aż do zachodu słońca były ręce jego stale wzniesione wysoko. I tak zdołał Jozue pokonać Amalekitów i ich lud ostrzem miecza.

(Wj 17, 8-13)

Nasze życie małżeńskie i rodzinne jest na co dzień pełne zmagań i walk, i to na wielu frontach. Staramy się o pokój i zgodę w rodzinie, a gdy pojawią się napięcia – o przebaczenie i pojednanie. Codziennie podejmujemy trud, by stawiać wymagania dzieciom, zwłaszcza tym dorastającym. Zabiegamy w pocie czoła o godziwe warunki materialne i dbamy o mieszkanie. Zmagamy się na płaszczyźnie duchowej, troszcząc się o wiarę swoją i najbliższych, walcząc z narzucającym się na każdym kroku egoizmem, starając się o uczciwość w pracy i w relacjach z innymi. Próbujemy nie tracić nadziei w trudnych doświadczeniach życiowych, jak choroby, niepowodzenia, porażki.

Biblijny opis walki Izraelitów z wrogo do nich nastawionymi Amalekitami ukazuje nam prawdę, że zwyciężać można tylko wtedy, gdy współpracuje się z Bogiem i ufnie zawierza się Mu swój los. Gest wyciągniętych w modlitwie dłoni Mojżesza jest działaniem, które można nazwać środkiem ubogim – po ludzku mało znaczącym, ale z punktu widzenia wiary potężnym, bo przyzywającym interwencję samego Boga, Jego nieskończoną moc. Tak naprawdę, to nie Jozue odniósł zwycięstwo nad wrogiem, ale modlący się Mojżesz, a właściwie Bóg, który zwyciężył przez jego wiarę .

My jednak w naszych zmaganiach zazwyczaj staramy się zaradzić sytuacji czysto po ludzku i działamy sami, tak jakby Bóg nie istniał i nie opiekował się nami. Spodziewamy się co najwyżej, że będzie na nasze usługi i pomoże nam osiągnąć triumf według naszych oczekiwań. Dopiero gdy sytuacja przerasta nasze siły i stajemy bezradni, dociera do nas, że tylko On może jej zaradzić i tylko On wie, jak to uczynić. Może dlatego Bóg dopuszcza, że nam nie wychodzi, że walczymy bezskutecznie – bo dopomina się modlitwy, abyśmy zaczęli korzystać z Jego łaski. Gdy Mojżesz opuszczał ręce, Amalekici zaczynali mieć przewagę. Musiał je wyciągać ku Bogu nieustannie, choć wiązało się to z wielkim wysiłkiem.

Być może jesteśmy przekonani, że Boga należy zapraszać tylko do wielkich i ważnych spraw, a z tymi małymi i zwykłymi powinniśmy sobie radzić sami. Ale skoro małżeństwo jest sakramentem, to łaska i nadprzyrodzoność pragną wkroczyć w każdy przejaw życia rodzinnego. W Nazarecie Syn Boży był obecny we wszystkich, nawet najbanalniejszych momentach życia Świętej Rodziny. Dziś poprzez sakrament jest tak samo obecny, choć niewidzialnie, we wszystkich naszych codziennych sprawach. I właśnie w nich działa Jego boska moc. Coraz pełniejsze otwieranie się na tę moc płynącą z łaski sakramentu małżeństwa jest strategią, by zwyciężać każdego dnia.

Ewangelia ukazuje, że Jezus w swoim ziemskim życiu, choć dokonywał spektakularnych cudów, to w decydujących momentach wybierał przede wszystkim środki ubogie, pokorne, którym nie towarzyszyły znaki potęgi, ale znamię krzyża. Takie było Jego narodzenie, męka i śmierć na krzyżu, taka jest Jego obecność w Eucharystii . Swoim życiem zachęca nas, byśmy i my pokładali ufność przede wszystkim w środkach ubogich, których na pewno nie brakuje nam w codziennym życiu małżeńskim i rodzinnym.

Środkiem ubogim może być ofiarowane Bogu cierpienie czy upokorzenie, bolące kolana na modlitwie, nieznane nikomu wyrzeczenie, przekreślenie swojej woli i przyjęcie z radością woli Bożej. Kto z nas nie przeżywa chwil udręczenia czy jakichś szczególnych trudności? To są te najcenniejsze w oczach Boga środki ubogie, które przywołują Bożą moc. Są ukryte, trudno je zobaczyć, ocenić, nie zachwycają innych swoją efektownością i natychmiastową skutecznością.

Św. Maksymilian rozwinął w Niepokalanowie działalność wydawniczą na niespotykaną skalę. Ale tajemnicą jego sukcesu apostolskiego były środki ubogie. Powtarzał braciom, że jeśli ktoś z nich starałby się wykonywać swą pracę jak najlepiej i jak najdokładniej, lecz nie pochodziło by to z życia wewnętrznego, z punktu widzenia Bożych planów niewiele to pomoże . Źródłem nawrócenia i uświęcenia jest bowiem tylko łaska, a tę zdobywa się modlitwą i ofiarą. Zaś najwydajniejszym działem produkcyjnym jest zakonny szpitalik . Bracia, którzy w takim usposobieniu ducha pracują w kuchni albo sprzątają są misjonarzami na równi z tymi, którzy wyjechali na krańce świata. Ich proste zajęcia wykonywane w duchu nadprzyrodzonym nawracają i zbawiają dusze.

Patronką środków ubogich jest Matka Boża. Jej życie było pełne prostoty, pokory, modlitwy i posłuszeństwa woli Bożej. Na wszystko, co czyniła patrzyła z wiarą. Wszystko w Jej życiu było pełne Boga, przeniknięte nadprzyrodzonością. Św. Ludwik Grignion de Montfort napisał, że zwykłe prace domowe, które wykonywała, miały w oczach Boga większą wartość, niż męczeństwo i najbardziej heroiczne czyny świętych . Zapraszajmy więc nieustannie Maryję do swego życia, do najprostszych czynności i codziennych walk, byśmy dzięki Jej pomocy mogli żyć wiarą, która pozwoli Bogu zwyciężać w naszych duszach i w duszach naszych najbliższych.

Wybieraliśmy się całą rodziną na uroczystość, w której uczestniczyć miała wspólnota Ruchu Rodzin Nazaretańskich. Jesteśmy z nią związani od wielu lat, a nasze nastoletnie już dzieci mają dzięki temu wiele życzliwych „cioć” i „wujków”. Odnalazły tu również „bratnie dusze” – rówieśników, z którymi od wczesnego dzieciństwa z radością spotykają się na rekolekcjach, dniach skupieniach itp. I właśnie nadeszła kolejna okazja do takiego spotkania, po którym nasze dzieci znowu będą mogły wrócić do domu umocnione i pełne radości. Ale na przeszkodzie stanęło wydarzenie, które naszej córce wydało się bardziej atrakcyjne: postanowiła pójść wraz z koleżankami z klasy na festyn. Ktoś powiedziałby: To naturalne. Dzieci w tym wieku buntują się i rzadko wybierają to, czego chcą rodzice. To prawda, ale jeśli rodzice wiedzą, że wybór dziecka nie jest dla niego dobry, bo traci coś cennego – walczą. My też podjęliśmy walkę. Zaczęliśmy od modlitwy i zawierzenia Matce Bożej całej tej sytuacji. Prosiliśmy o cud ofiarując nasze rodzicielskie cierpienie, o rozwiązanie zgodne z wolą Bożą. Rozmawialiśmy z naszym dzieckiem podając argumenty za wspólnym wyjazdem rodzinnym. Potem próbowaliśmy nawet wzbudzić współczucie: my bez niej – to smutek zamiast świętowania. Na szczęście tym razem nie stawialiśmy sprawy na ostrzu noża, bo widzieliśmy już nieraz, jaki może być tego efekt. Czuliśmy się bezradni, bo nie widzieliśmy rezultatów naszych starań. Spróbowaliśmy, choć bez przekonania i z bólem serca, umożliwić córce realizację jej planów. Zrobiliśmy po ludzku wszystko, by była bezpieczna pod naszą nieobecność, znaleźliśmy osoby, które zgodziły się nią zaopiekować. Ale cierpienie było duże.
Na dzień przed uroczystością Maria pojechała do spowiedzi. Chciałam – wyznaje – przeprosić między innymi za błędy wychowawcze, które popełniam. W sumieniu czułam się winna, że nasze dziecko nie wybrało tego, co dobre, co jest wolą Pana Boga, ponieważ ja sama często też tak postępowałam. Przepraszałam i ofiarowywałam mój matczyny ból w intencji córki. W spowiedzi świętej otrzymałam przebaczenie i pokrzepienie.
Ku naszemu zaskoczeniu po powrocie usłyszeliśmy z ust córki: Jadę z wami. Nagle zostawiła swoje plany, koleżanki z klasy, przyjemności, a wybrała to, co duchowe, co miało ją zbudować, zbliżyć do Boga. Wiedzieliśmy, że nie nasze argumenty, ale Boża łaska, której pozwoliliśmy zadziałać – przez naszą modlitwę, zawierzenie, uniżenie i sakrament pokuty – dokonała tej przemiany. W naszych sercach zrodziła się wielka wdzięczność!

– Maria i Józef

Dodatkowe świadectwo >

Jeśli chcesz, skorzystaj z pytań:

  1. Czy zapraszasz Boga do zwykłych, codziennych spraw, czy raczej chcesz sam dawać sobie radę?
  2. Kiedy ostatnio czułeś się współpracownikiem łaski i mocy Bożej?
  3. Jakie sytuacje mógłbyś wykorzystać i ofiarować Bogu jako środki ubogie?

Propozycja 1:

Spróbujcie przeżyć jeden dzień zapraszając Matkę Bożą do wszystkich, nawet najprostszych codziennych spraw. W ciągu dnia wspierajcie się nawzajem modlitwą przez częste akty strzeliste. Porozmawiajcie wieczorem o tym, jak się wam udało. We wspólnej modlitwie podziękujcie Bogu za Jego obecność i działanie, za dar Matki Bożej i Jej matczyną miłość.

Propozycja 2:

Na wspólnej modlitwie przedstawcie Bogu wasze niepokoje, trudności i cierpienia. Proście, aby Chrystus obecny między wami w łasce sakramentu małżeństwa zaradził im swoją mocą, jeśli taka jest Jego wola. A jeśli trzeba je będzie cierpliwie znosić, postanówcie ofiarować je Bogu w intencji wzrostu w wierze i miłości członków waszej rodziny lub innych osób, powierzonych waszej modlitwie. Wytrwajcie w tej postawie cały dzień.

Ks. Tadeusz Dajczer, Rozważania o wierze, część II, rozdział 5, 2. Skuteczność środków ubogich, 3. Zwycięstwo przez wiarę.

nigdy nie jesteśmy sami

Spotkania cykl I

Wierzyć, aby wzrastać razem w miłości

Przepis na szczęście

Spotkania cykl II

Wzrastać razem przez życiowe próby

Dodatkowe świadectwa

Doświadczamy, że nasze życie małżeńskie i rodzinne wymaga nieustannego wołania do Pana Boga. Jako małżonkowie musimy się ciągle starać o właściwą relację między nami, ponieważ od tego zależy dobra, spokojna atmosfera w naszej rodzinie. Napięcia między nami natychmiast wpływają na zachowanie i samopoczucie dzieci. Kiedy ktoś z nas jest smutny lub przygnębiony, słyszy pytanie: Czy wszystko w porządku? Dlatego codziennie, czasami wiele razy w ciągu dnia, powierzamy siebie nawzajem Bogu i Matce Bożej. Jesteśmy świadomi, że bez tego wsparcia nie bylibyśmy w stanie znosić cierpliwie naszych różnic i słabości, nie wywołując konfliktów.
Jako rodzice trojga dzieci czujemy się zobowiązani do nieustannego wspierania ich modlitwą. Może dlatego do tej pory nie było z nimi większych problemów wychowawczych. Zawierzamy je Matce Bożej prosząc, by Ona sama kształtowała je dla Boga. Kiedy widzimy nasze błędy w relacjach z dziećmi prosimy Maryję, by Ona sama naprawiała to, co zepsuliśmy. Staramy się uczyć dzieci, że w każdej sytuacji mogą zwracać się do Boga za wstawiennictwem Maryi prosząc o pomoc, ale i dziękując za otrzymane wsparcie. Zdarza się, że w trudnych dla nich sytuacjach same proszą nas, rodziców o modlitwę. Świadomość, że mama i tata modlą się za nie sprawia, że mają większe poczucie bezpieczeństwa i są spokojniejsze.
Codziennie wieczorem staramy się całą rodziną odmówić jedną dziesiątkę różańca, dziękując za obecność Matki Bożej przy nas i prosząc o opiekę. Czasami najmłodszy syn pyta: Czy musimy się codziennie modlić? Odpowiadamy wtedy, że tak jak pokarm potrzebny jest dla ciała, by żyć, tak samo modlitwa dla duszy.

Beata i Wojciech, Świadectwo