Jedną z podstawowych cech miłości małżeńskiej jest wyłączność. Oblubieniec z Pieśni nad pieśniami mówi o swojej umiłowanej: jedyna jest moja gołąbka, moja nieskalana (Pnp 6, 9). Jego serce kocha miłością niepodzielną. Umiłowana staje się dla niego najwyższą wartością, wobec której inne osoby i rzeczy tracą na znaczeniu. Takiej miłości oczekuje wobec nas Bóg – najpierw względem siebie: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem (Mk 12, 30; Pwt 6,5) – a potem względem tych, w których przychodzi do nas w szczególny sposób przez sakrament małżeństwa.
Miłość wyłączna domaga się intymności. Potrzebuje chwil tylko we dwoje, sam na sam, aby móc się rozwinąć i dopełnić. Wówczas wszystkie inne sprawy i rzeczy, choćby najważniejsze i najcenniejsze, jeśli zakłócają tę samotność, stają się zawadą. Oblubienica z Pieśni duchowej św. Jana od Krzyża woła do intruzów: nie wkraczajcie w progi, gdzie mieszkamy sami . Oczywiście, intymność małżonków chrześcijańskich – na wzór swego prawzoru, którym jest wewnętrzne życie Trójcy Świętej – nie staje się zamkniętym w sobie egoizmem, lecz otwiera się na służbę i dar. Nigdy jednak nie wolno im zniszczyć swego ukrytego źródła, z którego wzięły początek.
Każda miłość ma określone etapy na drodze ku pełni. Naród wybrany zmierzając ku przymierzu z Bogiem i ku jego dopełnieniu w ziemi obiecanej musiał przejść przez pustynię. Sam Chrystus został również na nią wyprowadzony przez Ducha Świętego, jak tylko rozpoczął swą działalność publiczną, która miała Go przywieść do krzyża, na którym zaślubił Kościół. Także w małżeństwie, które, jako sakrament, jest drogą do intymnej więzi z Bogiem i człowiekiem, prędzej czy później musi pojawić się etap pustyni. W tym sensie pustynia, choć sama w sobie jest doświadczeniem negatywnym, stanowi Boży dar. Jeśli Bóg na nią wyprowadza, to czyni to z miłości, aby tam mówić do serca swoich umiłowanych i doprowadzić ich do pełni zaślubin (por. Oz 2, 16) .
Pustynia ze swej istoty jest miejscem, gdzie doświadcza się braku rzeczy najbardziej podstawowych . Nietrudno o takie sytuacje w życiu małżeńskim: utrata lub zmiana pracy, choroba, odejście dzieci z domu, czas rozłąki spowodowany wyjazdem, czy choćby zwykłe znużenie codzienną monotonią. Jak często musimy zrezygnować z czegoś ze względu na służbę wobec najbliższych, wobec Chrystusa, który w nich się ukrywa.
W tych sytuacjach ujawnia się cała prawda o nas i naszej miłości . Gdy zaczyna nam brakować rzeczy, do których przyzwyczaił się nasz egoizm, jest czymś naturalnym, że pojawia się odruch buntu. Izraelici na swojej pustyni buntowali się przeciw Bogu, bo nie wystarczała im manna. Nasze bunty ujawniają, że skupiamy się na sobie i swoich potrzebach, a nie jesteśmy gorliwi w trosce o drugiego, co widać we wszystkich sferach: duchowej, psychicznej i intymnej. Mamy żal do bliskich nie dostrzegając tego, co naprawdę odciąga nas od miłości. Trzeba jednak podkreślić, że to nie rzeczy, których nam brakuje, czy sprawy, które się nie układają, są wrogami miłości. Same w sobie nie muszą być złe. Problemem jest nasze nieuporządkowane przywiązanie do nich – serce, które zwraca się ku nim, zamiast ku umiłowanej osobie. To ono jest chore, a pustynia ma je uleczyć z niewoli przywiązań i egoizmu.
Jest to przede wszystkim kuracja woli, bo miłość polega w pierwszym rzędzie na decyzji, a jej największym wrogiem jest letniość i bylejakość. Na pustyni wydarzenia tak się układają, że jesteśmy zmuszeni do dokonania wyboru, którego wcześniej być może udawało się nam uniknąć. Teraz nie ma już sytuacji „pomiędzy”, kompromisu: albo będziemy kochać bliskich naszym kosztem, albo ich kosztem zatroszczymy się o siebie, wykrzykując swój żal i pretensje. W takich sytuacjach Bóg czeka, że przebudzimy się z letargu rutyny i zapragniemy stać się „gorący” w miłości, że powiemy Mu: Chcę żyć dla Ciebie i ofiarnie służyć Tobie obecnemu w moich bliskich.
Jednak nade wszystko pustynia jest miejscem, na którym sam Bóg przychodzi do nas i objawia nam swoją niepojętą miłość. Na pustyni synajskiej On sam prowadził Izraelitów, był zawsze bardzo blisko, nigdy ich nie porzucił mimo ich buntów i cierpliwie czekał aż w końcu dojrzeją do przymierza. Również na naszych pustyniach Bóg zawsze nam towarzyszy, nawet gdy sprawiamy Mu zawód. On nigdy nas nie opuszcza, i zawsze na słabość i grzech odpowiada ojcowską dobrocią i troską – jeśli tylko powracamy do Niego ze skruchą.
Na Synaju naród wybrany odkrył we własnej słabości prawdziwą tajemnicę Boga. Jeśli doświadczamy niewoli przywiązań i egoizmu na pustyniach życia małżeńskiego, to On wzywa nas, byśmy rzucili się w ramiona Jego miłosierdzia . Jeśli nie przestaniemy pragnąć pełni, to Chrystus, w odpowiedzi na nasze zawierzenie, udzieli nam daru miłości ofiarnej. Zjednoczy się z nami i sam będzie w nas kochał. Będzie przychodził przez drugiego człowieka. Ten dar może odnawiać się każdego dnia w Eucharystii, misterium zaślubin Chrystusa z Kościołem. Małżeństwo jako sakrament jest z nią organicznie związane i z niej czerpie nadnaturalną moc miłości.
Na naszych pustyniach towarzyszy nam Maryja i oręduje za nami. Naród wybrany Jej nie miał, ale my Ją mamy i dlatego nigdy nie będziemy szli sami. Ona, która przeżyła tyle trudnych chwil, zawsze potrafiła oddać Bogu wszystko, bez zastrzeżeń. Dar Matki jest dla nas znakiem miłosiernej Miłości, która nieustannie na nas oczekuje i pragnie nam się udzielać. Zawierzenie się Jej to wielka pomoc, byśmy przez nasze pustynie doszli do pełni miłości.